Notka z niedzieli (30.09.2006)
Jest sobota, mam wolny weekend i spedzam go sama w domu. Nie dlatego, ze tak chce, tylko dlatego, ze tak musialo byc. Byla propozycja nocowania u kumpeli, gril, piwko itd. byla propozycja nocowania u cioteczki- przyjezdza kuzynka z Poznania z ktora rzadko sie widuje. Mialam ochote pojsc. Ale nie ide... Nie moglabym nocowac ani u funfelki ani u ciotki. Musialabym wrocic do domu jakos wieczorem a to mi sie nie usmiecha wiec nie ide wcale. Rodzice wyjechali na weekend. Siostra tez. Ja zostaje z babcia. I nie jest mi przykro dlatego, ze musze kolejna niedziele spedzic z babcia, ktora placze i wciaz mowi o dziadku. Rozumiem ja bo i mnie to boli, ze juz Go nie ma. Przykro mi dlatego, ze nie licza sie z tym, ze i ja chcialabym wolna niedziele spedzic inaczej...
Wmowilam sobie, ze nie bede narzekac wiec spojrze na to inaczej. Zrobie sobie kapiel z piana, obejrze cos ciekawego a moze nawet poczytam, wyspie sie, pozniej wstane i ugotuje obiadek ktory zjem z babcia. Ona na pewno mnie pochwali, ze jest dobry i tym samym sprawi mi radosc.
Za tydzien przyjedzie Misiu tak bardzo ciesze sie, ze Go zobacze, przytule, popieszcze, podraznie, wysciskam., wycaluje itp itd :-)
Z ostatniej chwili. Rano kolo 10 tato przyjechal po mnie i bo babcie. Zabral nas na nasza dzialke nad jeziorkiem. Nie musialysmy same siedziec w domciu. Co prawda wrocilysmy wczesniej niz bylo w planach- pogoda nie dopisala, deszcz pada non stop i zimno sie zrobilo ale i tak bylo fajnie. No i czas szybciej zlecial.