Bez tytułu
No i P. pojechal... Tak mi zawsze smutno w tym momencie. To byly naprawde super 4 dni.
Wstalam rano po 4 zrobilam kawke, uszykowalam kanapki na droge (zeby mi przypadkiem z glodu nie padl). Obudzilam Go slodkim "Kochanie wstawaj kawka stygnie" i mocno przytulilam. Posiedzielismy razem troszke i nadszedl czas pozegnania... Buuu jak mi przykro.
Odliczam dni do kolejnego przyjazdu.
Jutro wolne, cale szczescie!